Żywy dowód - Nadzieja
Leczę się psychiatrycznie już ponad 30 lat. i nie mowię, że zawsze było dobrze. Bo przeważnie było źle czasem bardzo źle, a czasem cholernie źle. I tak na początku mojej "drogi przez mękę" zdiagnozowano u mnie zaburzenia afektywne z dużą komponentą hipochondryczną. Mówiąc po ludzku zrobiono ze mnie Hipochondryka. Mineło trochę czasu który spędzałem głównie na oddziałach psychiatrycznych na terenie całej Polski południowej, lub naćpany lekami psychotropowymi sam w domu. Z biegiem czasu diagnoza moja "ewoluowała" i zmieniła się na rozpoznanie: Depresja. I kolejne miesiące w psychiatrykach i kolejne góry psychotropów sprawiły, że rozpoznano u mnie chorobę afektywną jednobiegunową typ depresyjny. Ponieważ oprócz djagnozy nic się nie zmieniało, postanowiono mnie leczyć na zaburzenia Borderline. I tu znów "jak kulą w płot" z tą małą różnicą, że wprowadzono mi oprócz leczenia farmakologicznego prychoterapię. No i cóż pomysł może i dobry. Niestety z realizacją był