Posty

Wyświetlanie postów z marca 26, 2023

Żywy dowód - Nadzieja

Leczę się psychiatrycznie już ponad 30 lat. i nie mowię, że zawsze było dobrze. Bo przeważnie było źle czasem bardzo źle, a czasem cholernie źle. I tak na początku mojej "drogi przez mękę" zdiagnozowano u mnie zaburzenia afektywne z dużą komponentą hipochondryczną. Mówiąc po ludzku zrobiono ze mnie Hipochondryka. Mineło trochę czasu który spędzałem głównie na oddziałach psychiatrycznych na terenie całej Polski południowej, lub naćpany lekami psychotropowymi sam w domu. Z biegiem czasu diagnoza moja "ewoluowała" i zmieniła się na rozpoznanie: Depresja. I kolejne miesiące w psychiatrykach i kolejne góry psychotropów sprawiły, że rozpoznano u mnie chorobę afektywną jednobiegunową typ depresyjny. Ponieważ oprócz djagnozy nic się nie zmieniało, postanowiono mnie leczyć na zaburzenia Borderline. I tu znów "jak kulą w płot" z tą małą różnicą, że wprowadzono mi oprócz leczenia farmakologicznego prychoterapię. No i cóż pomysł może i dobry. Niestety z realizacją był

Tylko Krok

Nie przypuszczał by nikt jak chwiejne może być sampopczucie, czy równowaga psychiczna. Mówiąc "nikt", mam na myśli wszystkie osoby nie dotknięte problemem choroby psychicznej, a ściślej rzecz biorąc Schizofrenią. Jak w jednej chwili potrafimy zmienić się z euforycznego i pozytywnie nastawionego do życia i świata, w rozpędzoną do granic możliwości bombę, nastawioną na samozniszczenie i obrócenia w pył wszystkiego, czego dokonaliśmy na drodze do zdrowienia. Takimi katalizatorami, "korzystnie" wpływającymi na nasz nastrój, oprócz najoczywistszego, czyli siebie, mogą być najbliższe nam osoby czyli nasi partnerzy, dzieci i rodzice, jak również znajomi, a często  zupełnie obcy i zupełnie niezawinieni ludzie. Jeżeli chodzi o nas, to jest to wpisana w naszą chorobę niska samoocena, niedowartościowanie, i zupełnie pierwotne, lęk, strach czy niepokój. Nie sposób tu pominąć głosów i urojeń!  Do tego dochodzi uczucie zagrożenia, i brak poczuci bezpieczeństwa. Kiedy przyjrzymy s