Żywy dowód - Nadzieja

Leczę się psychiatrycznie już ponad 30 lat. i nie mowię, że zawsze było dobrze. Bo przeważnie było źle czasem bardzo źle, a czasem cholernie źle. I tak na początku mojej "drogi przez mękę" zdiagnozowano u mnie zaburzenia afektywne z dużą komponentą hipochondryczną. Mówiąc po ludzku zrobiono ze mnie Hipochondryka. Mineło trochę czasu który spędzałem głównie na oddziałach psychiatrycznych na terenie całej Polski południowej, lub naćpany lekami psychotropowymi sam w domu. Z biegiem czasu diagnoza moja "ewoluowała" i zmieniła się na rozpoznanie: Depresja. I kolejne miesiące w psychiatrykach i kolejne góry psychotropów sprawiły, że rozpoznano u mnie chorobę afektywną jednobiegunową typ depresyjny. Ponieważ oprócz djagnozy nic się nie zmieniało, postanowiono mnie leczyć na zaburzenia Borderline. I tu znów "jak kulą w płot" z tą małą różnicą, że wprowadzono mi oprócz leczenia farmakologicznego prychoterapię. No i cóż pomysł może i dobry. Niestety z realizacją było nie najlepiej. Ponieważ przyjmowałem ogromne góry silnych psychotropów, i trafiłem na prawdopodobnie na nieodpowiednich terapeutów, wrobiona mnie w Zaburzenia Narcystyczne. Jak nie sposób sie nie domyślić znowu pudło. I znowu to samo, szpitale i góry leków. Jeżeli chodzi o leki, to miałem wóczas w sobie, chyba całą tablicę Mendelejewa. Były to leki począwszy od leków Nasennych, Antydepresantów, Neuroleptyków, Barbituranów, Benzadiazepin, Stabilizatorów Nastroju po leki Przeciwpadaczkowe i Przeciwpsychotyczne. Ale wracając. Po  kilku kolejnych latach spędzonych tak jak poprzednio w szpitalach, detoxach i samotnie w domu, została w końcu zdiagnozowana Schizofrenia Urojeniowa z zaburzeniami lękowymi i depresją i na tą diagnozę czekałem chyba blisko 15 lat. Ponieważ, nie ma się czym chwalić nadmienię tylko, że przez  cały czas mmojej choroby dorobiłem się czterech prób samobójczych, blizn po samookaleczaniu i spędziłem w różnych szpitalach Psychiatrycznych przeszło sześć i pół roku. 

I tak, można by na tym skończyć, zostawić to i nic z tym nie robić. I pewnie tak by było gdyby nie  spotkanie z moją terapeutką. To ona powiedziała mi stary przestań czyć się cały czas wszystkiemu WINNY, i zacznij brać w końcu ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje czyny, bo tylko taka postawa gwarantuje progers i zmianę. W związku z tym postanowiłem pójść o krok dalej, Wziąść odpowiedzialność i pokusić się o podsumowanie i nadanie tej krótkiej opowieści jakiegoś sensu!!! 

WIĘC SENS JEST TAKI!!!!

Możecie być pewni, że jak kolwiek byście teraz nie cierpieli, i jak kolwiek nie czuli się samotni, zdradzeni, opuszczeni, osaczeni, smutni, zdołowani, i jak bardzo chcielibyście nic nie czuć, skończyć ze sobą, bądź uciec w Alkohol, Leki, lub Narkotyki, to ja tym postem chcę dać wam wszystkim nadzieję i słowo "skauta" że z tą chorobą da się wygrać i normalnie żyć. Czasmi musi to tylko trochę dłużej potrwać, ale...DA SIĘ!!!!!!!  Jestem na to ŻYWYM DOWODEM!!!!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o mnie teraz

Wstyd

czy ja się użalam???