Co robić???
Męczę się. Czuje się tak, jakby cały świat uparł się na mnie i chciał mi udowodnić, że nie dam rady. Widzę rzeczywistość w tysiącach odcieni, niestety są to odcienie szarości. Dzisiaj wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie! Pomału przestaję dawać sobie radę z obowiązkami nie wspominając już o radzeniu sobie z samym sobą. Wszystko mnie przytłacza. Znowu zaczynają się pojawiać myśli rezygnacyjne. Mimo, że jestem cały czas między ludźmi to czuję się bardzo samotny. To taka "pustynia w mieście". Wynika to z tego, że boję się ludzi i czuję, że zagraża mi z ich strony jakieś niebezpieczeństwo. Co robić??? Czy mimo przeciwnością starać się znajdować sens w tym co się dzieje? Co robić, żeby myśli samobójcze nie przytłaczały, i nie warunkowały w tak sadystyczny wręcz sposób mojego postrzegania świata? Jak radzić sobie z głosami, które znów zaprzątają moją głowę i utrudniają życie? Co robić z informacjami jakie przez telewizją przekazuje mi Bóg? Co robić ...