Posty

Wyświetlanie postów z lutego 25, 2018

Lęk i natrętne myśli

Kiepski dzień. Nie wyspałem się. Obudziłem się o 01:00 i nie mogłem już zasnąć. Od początku tego dnia czułem, że ogarnia mnie wielki lęk. Dopadł mnie około 4:00 i nie opuścił aż do teraz. Do tego uczucia lęku, z automatu pokazał się niepokój. Męczą mnie okrutnie, powodują, że włączają mi się myśli samobójcze. Natrętne, ciężkie, bezlitosne, paraliżujące możliwość obrony, odrywające mnie wszystkiego co normalne i przyjazne. Wwiercają się do głębi mojego mózgu, przejmując kontrolę nad wszystkimi procesami poznawczymi. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć sobie tego o się ze mną dzieje. STRACH, to uczucie, które mnie teraz definiuje. Zastanawiając się nad moją  przyszłością, pojawiają się  tak bardzo mi znane uczucia: Lęk, Strach i Niepokój. Nie potrafię się na niczym skupić, w głowie kołacze mi się tylko, tak bardzo realne uczucie zagrożenia. Jestem przygnębiony i smutny. Czy jest możliwe żeby się nie poddać????

Depresja???

Wczorajszy dzień zaczął się bardzo normalnie. Pobudka o 3:30, kawa, TV (oczywiście kanał muzyczny), toaleta poranna, spacer psem, piekarnia (chlebek), mycie "garów" z dnia wczorajszego, zrobienie śniadania i co?  Niestety, rutyna, powtarzalność czynności i wszystko co się później działo, popychało mnie w przepaść złego samopoczucia. Apogeum miało miejsce wieczorem. Bylem sam w domu, ponieważ Monika poszła do koleżanki farbować jej włosy. Wtedy uczucie samotności i beznadziejności życia popchało mnie w stronę  nostalgii. Owładnęło mnie przygnębienie. Zacząłem odczuwać niepokój. Lęk pojawił się niemal z "automatu". Dał mi się we znaki smutek, opanował mnie z całą swoją siłą powodując,  że pojawiły się znowu myśli samobójcze. Rezygnowanie z życia było by dużo łatwiejsze gdybym nie bał się tej strasznej samotności i nieskończoności w piekle, do którego bym trafił. Tak,  boję się śmierci, mimo, że cały czas nie opuszczają mnie myśli rezygnacyjne i samobójcze. Myślę, że

4-ta rano

Kolejny "normalny" dzień. Jak zwykle obudziłem się wcześnie, o 4:00 byłem już na nogach. Zrobiłem kawę, i żeby nie zwariować włączyłem sobie w telewizji kanał muzyczny. Słuchając muzyki piłem kawę i czekałem aż obudzi się mój pies Rokers, żeby mieć się do kogo przytulić. O 6:30 wyszedłem z nim na spacer, i tak zrobiła się 7:00. Nie myśląc długo postanowiłem iść do kościoła. Msza zaczynała się 0 7:30. Może to i dziwne, ale mam naprawdę za co dziękować Bogu, Maryi i Duchowi Świętemu. Dziwnie to brzmi? Pewnie tak, i jeszcze rok temu, mi też brzmiało by to śmiesznie i pewnie nigdy bym tego nie napisał, ale cóż.... bardzo  często doświadczam łask, którymi obdarza mnie Trójca Święta. I stało się! Zaczęło się całkiem niespodziewanie i "niewinnie". Lekki niepokój, podenerwowanie, i obawa o przyszłość. Znowu ogarnęło mnie przygnębienie, nostalgia i smutek. Tak strasznie boję się wojny i tego co może ze sobą przynieść. Przyszłość jawi się u mnie w kolorach szarości i krwi. S