Niewiele brakowało :(
Nie jestem taki silny jak przez moment mi się wydawało. Potrafiłem się rozsypać w ciągu kilkudziesięciu minut. Myślę, że nie trwało to dłużej niż półtorej godziny. Najpierw był impuls, kilka dni wstecz, musiałem ukarać się, i upuścić trochę dręczących mnie emocji. Nie mogę tu pominąć wkładu jaki wniosły w całe to wydarzenie "glosy", które tłukąc się po mojej głowie namawiały, a wręcz nakazywały mi się okaleczyć, zwyczajnie, odreagować stres, wewnętrzne napięcie i uciszyć "głosy". Dokonałem więc samookaleczenia tnąc się żyletką po ręce. Po pierwsze nie zależało mi, żeby afiszować się tym wśród ludzi, a po drugie nie chciałem również, żeby zauważyła to Monika pociąłem się więc na bicepsie w miejscu, które za zwyczaj jest zasłonięte przez koszulkę. Następnie kroki potoczyły się expressowo, ale u podnóża stanął przypadek, straciłem na moment czujność i kiedy rękawek koszulki za bardzo się podniósł Monika zauważyła moje rany. I wtedy rozpętała się prawdziwa wojna na całego. Powiedziała, że nie ma już cierpliwości i jest po prostu zmęczona tolerowaniem moich "wyskoków". Nie skrytykowała wprawdzie dokonania samego czynu samookaleczenia, ponieważ powiedziała, że rozumie, że to tak naprawdę nie jest moja wina i nie jest to do końca zależne ode mnie. Ale ja i tak poczułem się jak małe dziecko, które ukradło lizaka, to była ogromna złość na siebie, wstyd, poczucie winy i strach co teraz będzie? Tak, strach przykrył to wszystko grubą warstwą wątpliwości. To co nastąpiło potem wywróciło mój świat do góry nogami, a moją pewność siebie oraz poczucie bezpieczeństwa, choć i tak dosyć niestabilne i słabe, poleciało w dół na łeb na szyję z prędkością światła! Monika zażądała, że najlepiej będzie, żebym się wyprowadził, a słowa wypowiedziane jednym tchem "słuchaj albo separacja albo rozwód" pokonały mnie, i rzuciły na glebę w sposób w jaki nie powstydził by się zawodnik kick-boxingu!!! Trochę uniesiony dumą, myślę, że fałszywą, i chyba, żeby mieć chociaż znikome wrażenie, że kontroluję sytuację, oświadczyłem, że jadę do rodziców, z pytaniem czy przyjmą mnie na jakiś czas. Niestety pierwsze wrażenie jakie zrobiłem na rodzicach , i brak chęci do opowiadaniu o powodach mojej prośby, sprawiły, że odbiłem się od ściany. Wróciłem więc do domu i napisałem wiadomość do mojej terapeutki z prośbą o pomoc.
Spotkałem się z nią dzisiaj. To, i nastawienie Moniki sprawiły, że jeszcze mieszkamy razem, i razem szukamy rozwiązania problemu związanego z moją chorobą.
Niewiele jednak brakowało, żebym został sam:(. Żebym stracił kobietę, którą kocham! Żebym zaprzepaścił wszystko co udało mi się uzyskać w walce z moją chorobą. Nauczyło mnie też tego, że nie jestem wcale taki silny jak mi się wydawało. I jednego jestem pewny, że nie można lekceważyć życia bo ono jest nieodgadnione i nie wiemy co może nam zafundować!!!
Komentarze
Prześlij komentarz