Śmierć jako....

Witam wszystkich, dzisiaj mija równy miesiąc od mojego ostatniego wpisu, i powiem wam coś ważnego, był to miesiąc, który mógłbym zaliczyć do tych spokojniejszych. Nie licząc pojedynczych potknięć i spadków nastroju. Cóż, kto ich nie ma? Któż nie miewa gorszych dni z pod znaku melancholii, nostalgii, tęsknoty, lub po prostu depresji! Niestety, dzisiaj jest już po okresie spokoju i moim całym ciałem zawładnął lęk, niepokój, smutek i poczucie zagrożenia! I wiem już, ze zbliża się czas kiedy to będę musiał zmierzyć się znów z okresem, w którym chęć oddania się w objęcia śmierci wzrasta w sposób niekontrolowany. I jak praktycznie co roku, spojrzeć głęboko w oczy tego co niepozwala mi zaznać spokoju oraz uczucia bezpieczeństwa. Czegoś co niemalże, z chirurgiczną precyzją dotyka mnie kilka razy w roku. Takie stany, oprócz strachu, lęku, niepokoju, uczucia rezygnacji, depresji i tego co nazywa się myślami ksobnymi, przynoszą jeszcze coś gorszego. Coś co można nazwać refleksją, a na potrzebę dzisiejszego wpisu nazwę refleksją o charakterze imperatywnym, czyli refleksją nakazową. Nie wiem czy jest to forma poprawna, ale tu nie o semantykę i gramatykę chodzi. Bowiem cała rzecz rozbija się o to, co ta refleksja robi z moim życiem, jak karze mi odbierać świat wokół mnie i wszystkich ludzi, których losy przecinają się z moimi. Jak rozmontowuje wizję szczęścia jaką może nam przynieść śmierć. Wizję jaką w przypływie ogromnego smutku i uczucia rezygnacji błędnie projektujemy. Jest jednak jeszcze coś gorszego, coś co dotarło do mnie niedawno a w zasadzie kilka dni temu. To własnie jedna z tych refleksji zburzyła cały mój spokój i jak by to nazwać, mój pomyśł na poradzenie sobie z bólem który będzie już nie do zniesienia. Oczywiście chodzi tu o ból psychiczny. To co się stało wystraszyło mnie nie na żarty. Otóż okazało się, że samobójstwo nie jest już złotym środkiem na poradzenie sobie z moim bólem, strachem, lękiem i samotnością. Na poradzenie sobie z nieradzeniem. Śmierć okazała się boiwem grnerować jeszcze wieksze ilości strachu, i niepokoju. Prawda okazała się być dużo dużo bardziej zaskakująca. Biorąc pod uwagę korzyści jakich powinna mi przyspożyć, to niestety bilans pomiędzy korzyściami a stratami nieubłagalnie wychodził na minus. Śmierć jako panaceum na wszystkie moje problemy okazała się być zwykłą ułudą. Nie wiem, może już o tym pisałem ale mimo wszystko się powtórzę. Pamiętajcie, samotność jaką nam ta śmierć przynosi jest o wiele bardziej przejmująca i trwająca dużo, dużo dłużej. A to dopiero wierzchołek tej góry lodowej. Spróbujcie sobie wyobrazić, że ta samotność, to, że będziemy zupełnie, ale to zupełnie sami w czarnej przejmująco zimnej pustce i  samotność ta będzie już trwała całą wieczność! Nigdy, przenigdy się już nie skończy!!! 

Prawda, ze wystarczająco przerażające!!!!!!!!

Komentarze