Witając się z piekłem

Nie mogę znaleść dla siebie miejsca, ubieram więc słuchawki na uszy i mam nadzieję, że poczuje się bezpieczniej, że uda mi się odciąć się od ludzi, miejsc od rzeczywistości. Zaczyna mi się kołatać po głowie pytanie dlaczego wszyscy, jeżeli już chcą wiedzieć co się z nami dzieje, to za zwyczaj zadają pytanie "co" sie dzieje, a nikogo nie interesuje już clou zagadnienia, czyli "dlaczego" tak się dzieje. Jak często słyszymy "jesteśmy z tobą" a kto jest ze mną? Nie wiem co jest nie tak, ale ostatnio boję się śmierci bardziej niż zazwyczaj! Czuję, że na wszystko muszę zasłużyć, tak jak pies który nie dostanie swojego smakołyku, jeżeli wcześniej nie zrobi sztuczki. Nurtuje mnie pytanie, czy na  dotyk, ciepłe i czułe słowo, pocałunek, przytulenie, miłość, zainteresowanie się co słychać u ciebie, niespokojne i pełne uczucia chwile kiedy to czekamy by być po prostu razem? Czy na to wszystko też musimy zasłużyć swoimi sztuczkami i tak już pełnymi łez!? Nie powinniśmy przecież katować się za to co nasza chora głowa czuje! Przecież i tak najczęściej jest tak, że we wszystkim co robimy brakuje nam siebie. Jak jednak mogłoby być inaczej skoro czujemy się winni wszystkim grzechom tego świata! I  dlatego większość z nas nie potrafi tworzyć, interpretuje jedynie to co widzi, jak człowiek, który płonie witając się ze swoim piekłem! Czy ufamy sobie? Czy najczęściej nie jest przypadkiem tak, że czego kolwiek byśmy nie zrobili, zaraz pojawia się lęk, niepokój, napięcie i strach przed tym, że znowu nawaliłem, że zrobiłem coś źle. Myślę, że nie mamy za grosz zaufania do siebie. Jest przecież tak, że jeżeli sie kogoś kocha gotów jest się uwierzyć mu we wszystko. W takim razie w jakim świetle stawiwmy siebie? DLACZEGO nie kochamy siebie???  Zaczyna mi coraz bardziej doskwierać to, że mam siebie dość! 


Komentarze