Gość???

Przychodzi nad ranem, skrada się niepostrzeżenie, wplata swoje macki między sen a jawę. Zaczyna się niepokojem i lekkim podenerwowaniem, sen robi się niespokojny, przerywany, aż w końcu zmusza moje powieki do otwarcia. Budzę się. Słaby. Wracam do domu a moja dusza robi sie pstrokata, ale to lęk, to on buduje mór i sprawia, że myśli ciążą mi w sposób nieopisany. Poczucie winy jak pocią TGV z zawrotną prędkością wywraca moję życie do gór nogami. 
Słucham, słucham ale wciąż nie słyszę, ale wiem, czuję to całym sobą, to lęk, to on mówi mi: nie umiesz kochać a chcesz być kochany?! Pozostaję w ciszy, i sklejam z różnych rąbków twoją prawdę, ale nie potrafię wybaczyć, wracam do domu dochodząc do wniosku że już czas! Na mnie czas!!! 
Próżny tród, niemiłe wspomnienia, potęgują lęk, więc skradam się na palcach by ich nie obudzić. Tak, nie umiesz kochać!!! Wciąż to słyszę jak tłucze się po mojej głowie. Staram się uwolnić od niego, zapłakać nad sobą i nie pozwolić by zaczynał każdy mój dzień! By ludzie z twarzmi pooranymi przez zmarszczki, na których czas odcisł swoje piętno, nie musiały wisieć na ścianach życia, strasząc ludzi i tak już dostatecznie wylęknionych

Komentarze