kompletny chaos !!!

Moje mysli w głowie, pędzą jak by były pchane z siłą wybuchu jądrowego. Myślę, że nie mają w prawdzie powodu by się zatrzymać, lub choćby zwolnić na chwilę, bym mógł podkraść, wyłowić z tego chaosu jakąś najmniejszą nawet cząstkę spokoju. Micro cząstkę nadzieji i wiatry w to, że będzie lepiej, że nie będę musiał umrzeć żeby osiągnąć wewnętrzny spokój i przekonać siebie samego, że tak naprawdę chcę żyć.


Zupełnie nie wiem o co chodzi!! Dlaczego tak bardzo zależy mi na zdaniu innych, ich opinii i akceptacji dla tych rzeczy co robię, skoro  nie czuję wsparcia z ich strony!!! Może trochę, może kiedyś, na początku, ale nie teraz. 


Zastanawiam się nad tym, dlaczego podjącie najprostrzej decyzji, w obawie przed krytyką ze strony, innych osób podnosi u mnie tak wyskoko poziom niepokoju i lęku??? Cóż pytanie to nabiera jeszcze bardziej rumieńców,  jeżeli pokusimy się, i przyjrzymy wiekszości moich tak zwanych "samodzielnych" decyzji. Nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem że najczęszczym ruchem z mojej strony jest wycofanie i poddanie swoich racjii!!!

Każda moja próba zmiany stylu lub sposodu życia napotyka z ich strony na niedowierzanie i zostaje storpedowane opiniami o negatywnym zabarwieniu, zostaje poddana w wątpliwość jej słuszność, oraz rezultaty. Czego ja się naprawdę boję? Może jest to poprostu obawa przed tym, że zostanę sam?! Prawdę mówiąc i tak czuję się samotny!!!

Jedno z zasadniczych pytań brzmi, czy powinniśmy czuć się winnymi, kiedy nasze samopoczucie nurkuje w dół z siłą i prędkością rakiety powierze-ziemia?! Niestety oprócz siły i prędkości, zabójcza jest również precyzja z jaką nas dotknie! Wydaje się czymś naturalnym, że odpowiedź powinna brzmieć "NIE". Co jednak, gdy wszystkie nasze zmysły odbierają zmasowane ataki? Co kiedy cały czas czujemy się jednak winnymi? Dlaczego nie potrafimy rozplątać tego Gordyjskiego Węzła i wyzwolić się z pod jego jarzma. Dlaczego po prostu go nie przetniemy! Kiedy przychodzi chwila na rozliczenie się z bliższymi i dalszymi znajomymi, rodziną, dziećmi, i chyba to co najtrudniejsze, rozliczenie się z sobą i ze swoim życiem, to my w takich momętach rozkładamy ręce i wystawiamy pierś do przodu na kolejne uderzenia. Dlaczego dajemy sobie wmówić, że to co czujemy jest czymś nierealnym, tyklo podszytym stresem dowodem na nasze istnienie?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o mnie teraz

Wstyd

czy ja się użalam???