Jak to było

Witajcie, wszyscy nieznajomi! Muszę się przyanać, że co raz częściej nachodzi mnie ochota na siłowanie się z życiem, na targowanie się z nim, chociaż wiadomo, że nie mogę wygrać! Wszystkie złe rzeczy, które poczyniłem, ciążą mi jak jakiś ogromny balast. Ciągle przypominają mi, że nie mam żadnych szans na korzystny dla mnie wynik. Niby z kąd takie przeświadczenie? No cóż, były czasy, kiedy moja choroba, moje piętno, powodowało, że robiłem rzeczy, których bardzo się wstydzę, rzeczy, których  "na trzeźwo" nigdy bym nie zrobił. To przekleństwo, moja choroba, z którą lekarze walczyli przy pomocy coraz to innych leków, zwiększając jednocześnie ich dawki do niebotycznych poziomów, przekraczając niejednokrotnie ich maksymalne dobowe stężenia! Pod wpływem tych wszystkich medykamentów, dzień za dniem mijały mi na siedzeniu w domu i w jakimś śpiącym, "pijanym" widzie ocenianiu moich szans na w mmiarę normalne życie. Pół sen i pół jawa ,tyle tylko, że ta jawa była obarczona olbrzymią dawką psychotropów. Chodziłem jak jakieś Zombi nie poznając ludzi, których przecież dobrze znałem. W moich oczach oprócz ziejącej pustki widać było jakieś szaleństwo. Mówiono wtedy o mnie najróżniejsze rzeczy, ale najczęsciej unikano kontaktu ze mną. I znowu to wszystko powodowało, że sięgałem po kolejne leki. Cierpiałem,  wydawało mi się, że nie ma już dla mnie ratunku. Płakałem nie jednokrotnie, i prosiłem żeby zawieziono mnie do kolejnego, nowego lekarza, który może przepisze mi jakiś nowy lek, który uczyni jakiś cód, który będzie jak panaceum i spowoduje, że te wszystki lęki, urojenia i bóg wie co jeszcze miną, odejdą zostawiając mnie. Niestety, nic takiego się nie stało!!! Były też okresy, kiedy - co wydaje się nie być mieprawdopodobne - lęk, niepokój, napięcia, doznania psychotyczne i poczucie opuszczenia przez wszystkich, powodowały, że błagałem żeby zawieziono mnie do szpitala, żeby tam uśnieżyli mój ból i moje cierpienie. I tak mijał dzień za dniem a ja czułem się źle albo bardzo źle. Lekarze pomału poddawali się, jeden za drugim, w związku z tym miałem już nawet wyznaczoną datę na elektrowstrząsy, ale nie doczekałem się na nie bo wcześniej, jak to za zwyczaj bywało wypisałem się ze szpitala na własne żądanie. To, w połączeniu ze strasznym poczuciem osamotnienia i niezrozumienia jakie towarzyszyło mi w tamtym okresie oraz przeświadczeniem, że jestem nic nie wartą, nie powiniącą żyć kreaturą człowieka. powodowały, że kolejny i kolejny i kolejny raz targnąłem sie na swoje życie.

Cóż to na chwilę obecną na tyle, bo zaczyna mnie dopadać ogronmy smutek, i żal że zmarnowałem tyle swojego życia!  Może kiedyś uda mi się napisać co było dalej....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o mnie teraz

Wstyd

czy ja się użalam???