Jeden dzień z.....

Prawdę mówiac, nie miałem kompletnie żadnego pomysłu na tego posta, ale coś jednak mnie ciągnęło, tak mocno, że musiałem się odezwać. Wprawdzie trwało to kilka dni i rodziło się w wielkich bólach, to postanowiłem napisać co czuje człowiek, który kolejne swoje urodziny spędza zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Skąd ten pomysł? A no z tąd, że przedwczoraj obchodziłem moje kolejne urodziny. Mimo tego, że różniły się one od tych z przed lat, to świadomość upływającego czasu, oraz tego, ile z nich zabrała mi moja choroba, powodują, że robi mi się naprawdę smutno. Dzisiaj mijają dwa dni.  A więc...... Lęk, smutek, potworne uczucie osamotnienia i poczucie bezsensu życia, to pierwsze co przychodzi mi na myśl. Do tego dochodzi ból. Ból straszny, psychiczny, ale też fizyczny.  Czujesz jak bolą cię nawet włosy. Porzucony? Tak, to też pasuje do tego obrazu, człowieka zamkniętego siłą i trzymanego wbrew sojej woli pod kluczem. Gdzie każdy dzień wygląda identycznie, Gdzie osiemdziesiąd jak nie dziewięćdziesiąt procent czasu spędzia się na palarni zpełniając popielniczkę w tempie, którym nie powstydziła by się żadna inna grupa społeczna. Na palarni załatwia się rówież wszystkie, inne, ważne sprawy. Opowiada się jakie leki się bierze. Jakie leki działają, a jakie nie. Omawia się swoje diagnozy, licytuje się, kto miał więcej prób samobójczych. Nie robi się tego w sposób bezpośredni, a raczej w fornie luźnych, wypowidanych półsłówkami i niby od niechcenia nazwami i cyframi. W takiej atmosferze mijają kolejne dni, nic więc dziwnego, że bardzo mocną walutą stają się papierosy. Można by powiedzieć, że kto ma papierosy ten ma władzę, mnóstwo przyjaciół a nawet wyznawców. 

Ale wracając. W pewnym mamencie zaczynasz tracić rachubę, i nie wiesz, które to już urodziny spędzasz w szpitalu. Który to już raz zamiast urodzinowego tortu, dostajesz kawałek masła, łyżeczkę dżemu i dwie kromki chleba. Do tego oczywiście nie dostajesz noża, więc masło pozostaje ći rozsmarowywać widelcem! I jeszcze jedna rzecz, odwiedziny! Są to nieliczne momenty, na które czekasz, a jeżeli wypadną jeszcze w dniu urodzin, ich znaczenie wyraźnie rośnie. I to jest ta jasna chwila odwiedzin. Nie trudno się więc domyśleć, że w związku z tym jest też ciemna strona tych kilku chwil. Jest przykra i mega ciężka do uniesienia. Jest to chwila, kiedy odwiedziny się kończą. Dostajesz wtedy cholernie mocnego kopniaka, który składa się z smutku, odrzucenia, samotności i strachu. Nie brzmi to wiarygodnie? Pewnie nie, bo jak tu mówić o samotności skoro na kilku metrach kwadratowych żyje kilkadziesiąt osób! Jak tu mówić o strachu, kiedy jesta tam sztab personelu, gotowego - wprawdzie dla zapwenienia sobie spokoju i dla wygody - zaaplikować ci kokejną rolkę, żeby złagodzić uczucie strachu. No i dlaczego ci smutno pytają nieliczni, skoro dopiero co widziałeś się z swoimi bliskimi

Ale tak to już jest....

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o mnie teraz

Wstyd

czy ja się użalam???