do oporu....

Chciałem się czymś podzielić. Byłem wczoraj na mszy dziękczynnej, za cud wyzdrowienia z COVID mojej kuzynki Magdy. Msza ta jak najbardziej była słuszna, ponieważ Magda leżała pod respiratorem pięć tygodni, i nikt nie dawał jej najmniejszych szans na przeżycie. Ale przeżyła!!! Jednak nie to jest najważniejsze. To co wprawiło mnie w posępny nastrój miało miejsce jeszcze przed mszą, kiedy stałem z grupką przyjaciół Magdy. Już wtedy zacząłem odczuwać  różne rzeczy. Zaczęło się od tego, że przytłoczyło mnie uczucie takiej wielkiej samotności. Czułem się jakoś tak nie na miejscu! Potem była msza, i to jeszcze było takie oczywiste, duchowe przeżycie. Po mszy znowu to samo, grupka ludzi spotykających się raz na czas, ale będących w miarę częstych relacjach, jeżeli można to tak nazwać. Ale to wszystko było jeszcze do przeskoczenia. Prawdziwa jazda zaczęła się jak zostałem sam. Krok za krokiem oddalając się od nich, zacząłem zapadać się w wspomnieniach, uczuciach i odczuciach jakie towarzyszyły mi w tamtych dawnych czasach, kiedy to odurzony lekami, przemierzałem te same ulice, odwiedzałem te same sklepy i kawiarnie, dobijając się w tych drugich piwem, które potęgowało uczucie wyobcowania, samotności i oględnie mówiąc bylejakości. Wspomnienia dawnych czasów odbiły mi się czkawką. Nie potrafiłem, w jakiś racjonalny sposób wytłumaczyć sobie, co tak naprawdę ciągnie mnie we wspomnieniach w tamte mroczne czasy, w, których od oporu było smutku, cierpienia, lęku, strachu, niepokoju i samotności!!! Co jest w tamtych czasach takiego pociągającego? Przecież niejednokrotnie  otarłem się o śmierć i niejednokrotnie również próbowałem z sobą skończyć. A jednak przeżyłem aż 4 próby samobójcze. Czy jest się czym chwalić? Pewnie nie, a ja nie mam takiego zamiaru. Wracając jednak do tamtego wieczoru, odkryłem wtedy pewną zależność, a mianowicie, mimo, że byłem zniewolony przez chorobę i silne leki psychotropowe, to żyłem namiastką wolności. Trudno to zapewne zrozumieć, ale chodzi mi o to, że.....nie wiem jak to najlepiej powiedzieć żeby dobrze oddało mój sposób pojmowania wolności w tamtych trudnych i mocno odurzonych czasach. Wtedy moja wolność była tak głęboko zdominowana, i zakrzywiona przez uczucia takie jak, strach, lęk, niepokój i oczywiście samotność, że choćby  najmniejsze uczucie przynależności obojętnie, do kogoś lub czegoś powodowało, że odczuwałem coś na znak wolności.
Ale cóż miałem nadzieję, że tamte dni minęły już bezpowrotnie, i pewnie żył bym w takim przeświadczeniu gdyby nie tamten wieczór. 
Czy może mi ktoś powiedzieć, czy moja przeszłość jeszcze długo będzie mnie prześladować?!?!?!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

o mnie teraz

Wstyd

czy ja się użalam???