Dlaczego mam takie ogromne poczucie winy, niesprawiedliwości, i odczuwam złość, smutek i zażenowanie na samą myśł o sobie, o tym co robie swoim bliskim i w ogóle wszystkim w swoim otoczeniu. Natomiast każda myśł o M. sprawia, że jest mi jej coraz bardziej żal! Nie mniej jednak  wiecznie czuję, że zostanę wykorzystany, że w końcu popełnię jakiś straszny grzech, błąd albo coś jeszcze bardziej niewybaczalnego niż do tej pory! 

Jednak prawda jest taka, iż wiem, że inni mają jeszcze gożej niż ja, więc nie odzywam i niewypowiadam się na mój temat, na temat tego co czuję, co przeżyłem. Jak odbieram teraz świat i ludzi. Nie komentuję tego czego doświadczyłem w życiu, między innymi na detoksach, w szpitalach psychiatrycznych, ośrodkach odwykowych, i wielu innych miejscach o których większość ludzi nawet nie słyszało, nie mówiąc o tym, że nie przeżyło by tam nawet tygodnia. Jakiś czas temu policzyłem, że spędziłem w różnych tego typu miejscach pomocy  NFZ ponad sześć i pół roku, i w dłuższym rozliczeniu nie pomogło mi na nic! W dalszym ciągu ranie ludzi i siebie. A co z resztą czasu? Ile jeszcze go zmarnowałem? 

Nie sposób pominąć w tym wszystkim ilości leków jakie przyjmuję, i jaką robią z mojej głowie sieczkę. Leków jakie musiałem przyjmować zanim postawiono mi diagnozę i jakie  testowano na mnie!  Nie mniej jednak teraz zaczyna się czas, kiedy staję się dla siebie znów coraz bardziej surowy,  mimo, że tego nie widać. Karcę się za wszystko co robię, i co myślę. Mam wrażenie, że poruszam się w gęstej mgle. Wielu rzeczy nie widzę, nad wieloma nie potrafię zapanować. Nie mam siły poruszać się, a moje ruchy stają się spowolnione, robie się niezdarny a przez to czuję się pogardzanym przez ludzi. 

No i te GŁOSY w mojej głowie !!!!!!!!! Ale o tym, kiedy się ogarnę i udobrucham je trochę, żebym mógł coś o nich napisać



Komentarze